Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/198

Ta strona została przepisana.

pomniała sobie radę daną przez matkę — rzekła więc z uprzejmą grzecznością:
— Jakże żałuję, że pani mi odmawia należenia do komitetu! Inne pani znajome przyjęły zaproszenie, mam już na liście zapisane nazwiska: pani de Condamin, pani Delangre, pani Rastoil. Ale tak między nami mówiąc, wiadomo, iż one tylko dają swoje nazwiska. Ja zaś, czując konieczną potrzebę, aby ktoś zechciał zająć się tę sprawą serdecznie, gorąco, pomyślałam zaraz o pani... I wyznaję, iż znając wysoką wartość pani, nie przypuszczałam ani na chwilę, iż spotka mnie tutaj odmowa! Proszę, niechaj się pani zechce zastanowić, iż fundacyą tego rodzaju ochronki uczynimy prawdziwe dobrodziejstwo dla całego miasta...
— Tak, zapewne — szeptała półgłosem pani Paloque — której niewymownie pochlebiły słowa Marty.
— Ale chcę wierzyć, iż to nie jest ostateczna decyzya ze strony pani... Przytem mylnie pani sądzi, przypuszczając u siebie nieudolność, brak wpływów... brak znajomości... Przecież każdemu jest wiadomo, iż pan Paloque wielce jest poważany w podprefekturze. Mam przekonanie, iż tam oddawna istnieje projekt wybrania pana Paloque na prezydenta w zastępstwie pana Rastoil. O niech pan temu nie przeczy... tego rodzaju rzeczy wiedzą się dokładnie... i chociaż pan starannie ukrywa swoje wysokie zasługi... ludzie potrafią je należycie ocenić... Zważywszy na tę zmianę poło-