Uszczęśliwiona Marta odprowadziła pana Delangre aż do drzwi, wychodzących na ulicę. Przy ostatecznem pożegnaniu mer rzekł do niej:
— Proszę, niechaj pani zechce powiedzieć księdzu Faujas, iż prawdziwie będę szczęśliwy, jeśli zechce przyjść do mnie do biura, by pomówić zemną. Ponieważ zna dokładnie tego rodzaju ochronkę w Besançon, mógłby mi więc udzielić wiadomości szczegółowych w tej kwestyi. Chciałbym, aby miasto opłacało lokal ochronki, którą pani organizuje. Żegnam szanowną panią. Proszę pozdrowić pana Mouret, któremu nie śmiałem się naprzykrzać moją osobą.
Gdy o godzinie ósmej ksiądz Faujas wszedł wraz z matką do stołowego pokoju państwa Mouret, gospodarz domu powitał go słowami:
— Jak widzę, chcesz pan wykierować moją żonę na świętą niewiastę... dziś przez cały dzień siedziała w kościele, zamiast pilnować domu.
Roześmiawszy się przy domawianiu tych słów, Mouret przygotował natychmiast karty i pogrążył się w grze, pozostawiając już Martę w spokoju. Skorzystała z tego, by opowiedzieć księdzu wszystkie szczegóły dnia. Z radością dziecka cieszyła się doznanem powodzeniem. Ksiądz Faujas słuchał uważnie i obiecał pójść do pana Delangre, jakkolwiek byłby wolał nie zabierać głosu w tej sprawie i pozostać w cieniu. Z pewną szorstkością rzekł nawet do niej:
Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/202
Ta strona została skorygowana.