Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/207

Ta strona została przepisana.

— Okoliczności szybko się dla pana zmieniły, zauważył pewnego razu Mouret, zwróciwszy się do księdza Faujas. Czy pan pamięta, że przed pół rokiem ja jeden miałem odwagę nazywać się pańskim przyjacielem... dziś, masz pan przyjaciół bez liku. Ale zalecałbym ostrożność. Nie ufaj pan jeszcze zbytecznie... bo w biskupim pałacu nie wszyscy są pozyskanymi...
Słuchając tych przestróg, ksiądz Faujas wzruszył lekko ramionami. Wiedział, że miał niechętnych pomiędzy duchowieństwem. Głównego swego wroga odgadywał w księdzu Fenil, który na nieszczęście opanował był najzupełniej biskupa; w miesiącu marcu zdarzyło się, iż wielki wikaryusz wyjechał na jakiś czas z Plassans, ksiądz Faujas skorzystał wówczas ze sposobności, by kilkakrotnie odwiedzić biskupa. Ksiądz Surin, sekretarz dyecezyalny, opowiadał znajomym, iż owe wizyty przedłużały się zwykle po kilka godzin, i że po wyjściu księdza Faujas, biskup bywał niezwykle chmurny i gniewny. Skoro tylko wielki wikaryusz wrócił do Plassans, ksiądz Faujas przestał się pokazywać w biskupim pałacu. Wszakże ogólnie zauważono, iż biskup nie odzyskiwał dawnej wesołości i wygląda na człowieka, zagrożonego katastrofą a podczas wielkiego, proszonego obiadu, był wyróżniające uprzejmy dla księdza Faujas który hierarchicznie zajmował jedno z ostatnich miejsc wśród miejscowego duchowieństwa. Wielki wikaryusz odczuł to boleśnie i rozżalony na bi-