na dobre. Spokojne, ciche mieszkanie państwa Mouret zmieniło dawny swój czysty wygląd. Dzieci hałasowały, wałęsając się bez zajęcia; Mouret stracił dawny wesoły humor, gniewał się teraz często a Marta z obojętnością słuchała gorzkich jego wymówek, zmęczona niemi i znudzona. Podczas obiadu sprzeczano się lub narzekano, iż Róża coraz gorzej gotuje, dysponując przytem dowolnie, samowładnie. Róża, jakkolwiek miała coraz to więcej roboty, stawała w obronie pani, przyznając jej zawsze jak najsłuszniejszą racyę.
Niezadowolenie rosło z dniem każdym. Rozdrażniony na żonę Mouret, spotkawszy się z jej matką, zaczął się skarżyć i obwiniać Martę, jakkolwiek czuł, iż tem sprawia wielką przyjemność pani Felicyi.
— Bardzo mnie dziwi to wszystko, co mi opowiadasz — rzekła pani Rougon, powstrzymując uśmiech. — Byłam przekonana, iż Marta drży przed tobą i znajdowałam, że jest zbyt posłuszna, zbyt bierna i słaba. Mojem zdaniem bowiem, żona nie powinna zbytecznie ulegać mężowi.
— Może tak było dawniej! — zawołał z rozpaczą w głosie. — Zapewne, że tak nawet było... Dla uniknięcia sprzeczki gotową była na wszelkie ustępstwa... robiła, co chciałem... Ale teraz jest inaczej... o najzupełniej inaczej... mogę się gniewać, łajać, wymyślać a ona nic, jakby nie słyszała i nie rozumiała, iż to wszystko do niej się
Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/219
Ta strona została skorygowana.