Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/23

Ta strona została skorygowana.
II.

Mouret skrzywił się z niezadowolnieniam, oczekiwał bowiem swego lokatora dopiero za dni kilka. Powstał wszakże żwawo na przyjęcie księdza Faujas, który już przeszedł kurytarz i stał we drzwiach. Był to człowiek silnie zbudowany, wysoki, miał twarz kwadratową, rysy grube i ciemne, nieprzyjemną cerę. Z po za niego wychylała się teraz drobna sylwetka starej kobieciny, dziwnie do niego podobnej, lecz więcej jeszcze prostaczej i szorstkiej. Na widok nakrytego stołu, uczynili oboje giest cofnięcia się w tył, lecz się nie cofnęli, zadawalniając się pozorami okazania dyskretnej delikatności. Wysoka, czarno przybrana postać księdza odbijała wielką, żałobną plamą na tle ściany świeżo wybielonej.
— Przepraszam, że przeszkadzam — rzekł, zwróciwszy się do pana Moureta — lecz przychodzę tu prosto od księdza Bourette’a, który musiał uprzedzić o mojem przybyciu...
— Nie, ani słówkiem mnie nie uprzedził, iż to dziś nastąpi... On tak zawsze o wszystkiem zapomina ten nasz kochany ksiądz Bourette! Możnaby przysiądz, że dopiero co spłynął z raju na ziemię i nie