Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/230

Ta strona została przepisana.

kolwiek. A gdy pewnego razu Marta uczyniła mu wymówkę, iż się skarżył na nią przed matką, rzekł:
— Masz racyę, źle zrobiłem. Bo po cóż robić komuś przyjemność, wypowiadając przed nim swoje zgryzoty... Możesz być pewna, iż nigdy już twoja matka nie będzie miała powtórnej radości tego rodzaju... Namyśliłem się i wiem, jak nadal postąpię. Niechaj mi dom na łeb zleci, niech wszystko przepada a ja ani pisnę o tem, co cierpię!
Rzeczywiście zmienił swoje postępowanie względem żony. Nie drwił z niej, nigdy nie szukał powodów do sprzeczek i wszystkim rozpowiadał po dawnemu, iż jest najszczęśliwszym z ludzi. Dzięki egoistycznej swej naturze, to opanowanie się nie kosztowało go zbyt wiele. Uznał, iż tym sposobem okupi sobie spokój. Zasklepił się w większej niż dawniej drobiazgowości i to zadawalniało go najzupełniej, wmówił nawet w siebie, iż jest o wiele szczęśliwszy i niezależniejszy. Wszakże Marta czuła, iż niezawsze jest szczerym nawet z samym sobą. Odgadywała, iż cierpi. Zdradzał się czasami gorączkowym ruchem lub spojrzeniem. Tajony żal do żony wprowadzał go często w zły humor, objawiający się dokuczaniem Róży i dzieciom. Krzyczał na nich przy lada sposobności, wyszukując niezasłużone do tego powody. Żonie zaś dokuczał tylko pośrednio, obrażając ją słowami, których znaczenie ona jedna mogła odgadnąć.