Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/239

Ta strona została przepisana.

każdą z nich z osobna a tylko mnie pominął, tylko dla mnie nie znalazł słowa... ani jednego słowa... czego przecież wymagała najprostsza przyzwoitość... A któraż z tych pań zasługiwała na te pochwały?... może pani de Condamin zrobiła cośkolwiek dla dobra ochronki?... Dobrze wiemy, że tej ex-ladaco tylko stroje i śmieszki gnieżdżą się w głowie... byle mogła szastać się w swoich paryzkich sukniach to jej wystarcza... przecież wiemy, co ona za jedna... niechajże nie wyprowadzają nas z cierpliwości, bo zaczniemy opowiadać głośno to co dotychczas mówimy pomiędzy sobą... nie wiem, kto dobrze na tem wyjdzie... radzę wam, moi państwo bądźcie z nami ostrożni, nie zaczepiajcie nas... bo my niczego się nie ulękniemy, my nie mamy grzeszków do skrywania... A pani Delangre, a pani Rastoil! Gdybyśmy tylko chcieli, to cnotliwe te osóbki musiałyby się spalić ze wstydu... Ale wracając do pracy, którą miałam z powodu ich ochronki, no powiedz, mój mężu, która z tych kobiet zrobiła, chociażby cząstkę tego co ja codziennie musiałam odrabiać?... Czy która ruszyła się ze swego salonu?... Czy podniosła się chociażby z fotela?... Albo pani Mouret, która wysunęła się naprzód, jakby rzeczywiście działająca osoba, ale wiemy, dla czego... wiemy, że wisi przyczepiona do sutany swojego księdza Faujas... Jeszcze jedna obłudnica więcej... o, poczekaj... ta nam niedługo pokaże co umie i zobaczymy ciekawe rzeczy!... Otóż te wszystkie damulki zyskały łaskę naszego biskupa,