Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/26

Ta strona została przepisana.

swego obiadu. Już i tak zawiniliśmy, przybywając w niewłaściwą porę.
— Niechajże tak będzie — zawołał Mouret, któremu głód coraz mocniej dokuczał. My zasiądziemy do obiadu a Róża państwa zaprowadzi na górę i da wszelkie potrzebne objaśnienia.
Ksiądz się ukłonił i kierować się zaczął ku schodom, gdy Marta, zbliżywszy się do męża, szepnęła:
— Zapominasz, że pokoje nie są wyprzątnięte.
— A cóż tam właściwie mamy w tych pokojach?...
— Przecież wiesz, że niedawno rozłożyliśmy tam owoce.
— Ach prawda! — zawołał na głos. Mamy tam na górze trochę owoców.
Ksiądz Faujas zawrócił znów od schodów i patrzał pytająco.
— Tak, mamy tam trochę owoców — powtórzył Mouret.-Odżałować nie mogę, iż nie zostałem ściśle powiadomionym o dniu pańskiego przybycia... Nasz ojciec Bourette jest świętym człowiekiem, lecz tak, między nami mówiąc, nie radzę panu, abyś mu powierzał nadal załatwianie swoich interesów... On biedaczysko nie ma pamięci... Ot, gdyby nam był powiedział rzeczy po ludzku, bylibyśmy przygotowali mieszkanie na pana przyjęcie... a tak, to prawdziwe nieszczęście... w ostatniej chwili trzeba na gwałt wynosić co mamy w tych górnych pokojach... Stały dotychczas pustkami, więc w razie potrzeby, wynosiło się tam