Ta strona została skorygowana.
rany, jaka się krwawi, z powoda wyjazdu Oktawiusza...
Tu Mouret zaczął ulegać wzruszeniu, głos mu drżał i blizki był płaczu. Marta, rozrzewniona ostatniemi jego słowami, wybuchnęła szlochaniem, mając przytem gwałtowną chęć rzucenia się mężowi na szyję. Powstrzymała się, wiedząc, iż patrzą na nich oczy z po za czerwonej firanki. Rozeszli się więc, słowa do siebie nie rzekłszy.