Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/267

Ta strona została przepisana.

Ksiądz Faujas szedł szybko z głową spuszczoną, zamyślony i milczący. Zdawało się, że nie słucha kolegi. Wreszcie zapytał niespodziewanie, przerywając w połowie zdanie mówiącego:
— Czy biskup został powiadomiony?...
Ale ksiądz Bourette nie odpowiedział na pytanie, stanęli bowiem przed drzwiami proboszcza. Pochylił się ku koledze i szepnął:
— Powiedz mu, żeśmy spotkali księdza Fenil, który się nam ukłonił z wielką uprzejmością... Powiedz tak... ręczę, że mu zrobisz tem wielką przyjemność... Przypuści bowiem, że na pewno obejmę po nim posadę proboszcza.
Weszli do wnętrza domu i spotkali się z siostrą umierającego. Ujrzawszy ich, rozpłakała się i wyrzekła, łkając:
— Już skończone... Umarł na moich rękach. Byłam sama jedna przy nim. Przed samym skonem obejrzał się dokoła i rzekł: „Czym zarazą dotknięty, że wszyscy mnie opuścili?...“ Ledwie domówił tych stów, skonał, płacząc nad swą dolą...
Chwilę jeszcze porozmawiawszy z płaczącą kobietą, obadwaj księża weszli do przyległego pokoju. Proboszcz leżał z głową wspartą o poduszki i zdawało się, że tylko się zdrzemnął. Oczy miał wszakże otwarte i jeszcze łzami zaszłe a widać płakał przed skonem mocno, bo struga niezaschniętych łez ściekała mu wzdłuż policzków. Ksiądz Bourette rzucił się rozpaczliwie na kolana i ukrył twarz w kołdrze opadającej z boku łóżka.