Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/27

Ta strona została przepisana.

śpiżarniane zapasy. Właśnie niedawno rozłożyliśmy na podłodze zebrane owoce... jest tam sporo fig, jabłek, winogron...
Ksiądz słuchał tych zwierzeń ze wzrastającym niespokojem. Mouret zaś ciągnął dalej:
— Ale niechajże się pan nie kłopocze... Pośpieszymy się z zabraniem wszystkiego, i w jaki kwadrans pokoje będą na pańskie usługi...
Zakłopotany i do pewnego stopnia przerażony, ksiądz spytał głosem mniej już uprzejmym:
— Wszak pokoje umeblowane?...
— Nie. W tych górnych pokojach nikt nigdy nie mieszkał, nie ma też w nich ani jednego stołka.
Ksiądz stracił cierpliwość, oczy mu błysnęły złością i tłumiąc głos — rzekł chłodno:
— Jakto... więc te pokoje są puste?... Jakim sposobem, kiedy zawarunkowałem w liście, by mi wynajęto mieszkanie w całości umeblowane... Przecież nie mogłem przywieźć mebli w kuferku!
— A co, widzi pan! — zawołał jeszcze pośpieszniej Mouret. Mówiłem przecież, iż ksiądz Bourette nie nadaje się do załatwiania kwestyj praktycznych. A był przecież tutaj osobiście i zwiedzając wynajęte dla pana mieszkanie, widział, nim się zdecydował, że pełno w niem owoców... Ze widział... mam dowód... bo podniósł jedno jabłko z ziemi, oglądał je na wszystkie strony i nie mógł się nadziwić, że takie piękne i kształtne. A gdy odchodził, rzekł przy pożegnaniu, że mieszkanie