Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/277

Ta strona została przepisana.

grabiego de Lagrifoul postawiło cię, Wielebny ojcze, w drażliwem położeniu wobec rządu. Słusznie, czy niesłusznie, lecz ciebie obwiniają w całej tej sprawie. Tobie, Wielebny ojcze, przypisują opozycyę wybuchłą w Plassans. A wszechpotężny dziś minister ma swoje osobiste powody, by Plassans głosowało za rządem a nie przeciwko rządowi. Przy następnych wyborach, jeżeli oficyalna kandydatura nie przejdzie, może być bardzo źle... Wtedy twoje położenie, Wielebny ojcze, stać się może niezmiernie przykre...
— Ależ to jest wprost przerażające! — zawołał biskup, rzucając się niespokojnie w fotelu. — Cóż chcesz, abym począł, w jaki sposób mogę przechylić legitymistów na stronę rządu?... Ja się do polityki nie mięszam... ja bynajmniej nie pragnę brnąć w te odmęty... Głowę można stracić przy takim nawale spadających kłopotów... Wiesz, czasami bywam tak do wszystkiego zniechęcony, iż marzę o porzuceniu godności biskupiej i zamknięciu się w ciszy klasztornej... Tak, byłem mógł zabrać książki do mojej celi, będę zadowolniony... wtedy dopiero zaczęłoby się dla mnie życie szczęśliwe... Niechajby po mnie osiadł Fenil na biskupstwie... Gdybym go słuchał, to już oddawna byłbym otwartym nieprzyjacielem rządu... jego zdaniem powinienem słuchać rozkazów z Rzymu a nie z Paryża... Ale ja nie jestem stworzony do walki... nie chcę stawiać opozycyi rządowi... wolę żyć