w jego obecności z taką narzucającą się silą. Złagodził więc ton mowy.
— Są to wszystko przypuszczenia. Wiem, iż powinienem mieć cierpliwość... należy, by o wielu rzeczach zapomniano... Ale ci, którzy się mną interesują, ręczę, iż okażą ci, Wielebny ojcze, wyraźną swoją wdzięczność, jeśli dzięki tobie, pozyskam posadę zapewniającą mi przyszłość...
Milczenie trwało czas jakiś, biskup rozkoszował się wpatrywaniem w postać energiczną i napastniczą księdza Faujas. Był on z natury bardzo słabego charakteru, wstydził się nawet tej swojej chwiejności, lecz umysł miał otwarty, był bardzo oczytany i posiadał wprawę w oceniania ludzi. Z książek dowiedział się o wszystkich ludzkich ułomnościach i bawił się sprawdzaniem ich w życiu codziennem. Z pewną wyższością wytwornego epikurejczyka, przyglądał się ambicyom ludzi walczących dokoła jego biskupiego tronu i łaknących chociażby cząsteczki władzy. Uśmiechnął się i rzekł z wyszukaną grzecznością:
— Jak widzę, lubisz, by ci dotrzymywano danych obietnic... Ponieważ przyrzekłem, więc się nie cofam. Pół roku temu, nominacya twoja byłaby wywołała rozruchy w Plassans, całe miasto byłoby na mnie napadło... Ale obecnie rzeczy się zmieniły... pozyskałeś popularność... panie mówią mi o tobie z najżywszemi pochwałami... Dając ci probostwo przy kościele św. Saturnina, spłacam tylko dług, jaki mamy wszyscy względem ciebie
Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/279
Ta strona została skorygowana.