Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/28

Ta strona została przepisana.

mu się podoba i że zupełnie odpowiada wymaganiom przyszłego lokatora.
Ksiądz Faujas już zdawał się nie słuchać tych słów. Krew nabiegła mu na policzki, zaperzył się, i prawie niezrozumiale z gniewa, zawołał zwróciwszy się do staruszki:
— Matko, czy słyszysz?... w mieszkaniu niema mebli!
Podczas tego zajścia stara kobiecina, opięta w wyszarzany, czarny wełniany szal, nie wypuszczając kosza trzymanego oburącz, okrążyła całe dolne mieszkanie państwa Mouret. Drobnemi krokami zaszła do kuchni i zatrzymawszy się na progu, rozejrzała się po czterech ścianach, zawieszonych rondlami, po półkach i stołach, wreszcie zawróciła się i podeszła do drzwi, wychodzących na ogród. Ogarnęła wzrokiem tara3, drzewa i uliczki, jakby to wszystko obejmowała w posiadanie i znów wróciwszy do stołowego pokoju, przystanęła przed wazą pełną gorącej zupy. Widok tego zastawionego stołu nęcił ją i zajmował tak dalece, iż syn powtórnie rzucił jej słowa:
— Matko, słyszysz?... czy słyszysz?... w mieszkaniu nie ma mebli. Będziemy musieli iść, nocować na mieście, musimy szukać hotelu.
Podniosła głowę a wyraz jej twarzy zdawał się mówić, iż nie uznaje tego potrzeby, albowiem zna już rozkład domu i znajduje, że można będzie wygodnie tu pozostać. Ruszyła więc tylko ramionami i znów pośpiesznie dreptać poczęła, za-