stkiem. Nadchodzą wybory, twoją jest rzeczą, by margrabia de Lagrifoul ustąpił miejsca oficyalnemu kandydatowi... Tak, tak... jesteś teraz moją prawą ręką.
Pożegnał go uśmiechem, opuścił firankę trzymaną w wypieszczonej, białej dłoni i wszedł napowrót do ciepłego, wonnego swego gabinetu. Ksiądz Faujas, wychodząc z pałacu biskupiego, zadumał się nad kobiecą przebiegłością, z jaką prałat przerzucił się w jego objęcia, poczuwszy w nim siłę i możliwość świetniejszego powodzenia. Po ściślejszym namyśle przyszedł do wniosku, iż w gruncie rzeczy biskup bawi się, igrając jak manekinem tym lub innym księdzem, w rzeczywistości zaś, tylko starożytni autorowie obchodzą go zblizka.
W następny czwartek, około godziny dziesiątej wieczorem, zielony salon pani Rougon przepełniony był gośćmi. Wtem na progu ukazał się ksiądz Faujas. Wyglądał wspaniale. Pewny siebie, promieniający, różowy, zdawał się być wyższym, niż dawniej. Miał na sobie nową sutanę z drogocennego sukna, cienkiego i lśniącego jak atłas. Pomimo głębokiej, wewnętrznej radości, przybrał wyraz twarzy poważny, zaledwie dozwoliwszy sobie na lekki uśmiech na ustach, uśmiech mający oznaczać dobroduszność.
— Otóż kochany nasz proboszcz! — zawołała wesoło pani de Condamin.
Pani domu podbiegła na spotkanie nowoprzybyłego i, chwyciwszy go za obiedwie ręce, wy-
Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/281
Ta strona została skorygowana.