Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/284

Ta strona została przepisana.

powietrza, czuła się blizką zemdlenia. Pani Paloque wszystko to spostrzegła a korzystając z sąsiedztwa równie jak ona złośliwego pana de Condamin, odezwała się do niego, lecz dość głośno, by inni słyszeli:
— Mogłaby też więcej panować nad sobą... i nie naznaczać mu schadzek w mieszkaniu matki, doprawdy dość mają czasu po za czwartkowemi wieczorami... wszak ciągle przesiadują z sobą razem...
Pan de Condamin roześmiał się głośno, lecz reszta towarzystwa udała, iż nie rozumie znaczenia tych słów. Spojrzano tylko z chłodną obojętnością na panią Paloque. Spostrzegłszy to nieprzychylne dla siebie wrażenie, pani Paloque zaczęła mówić z wielkiem ożywieniem, chcąc wszystko obrócić w niewinny żarcik. Na stronie, po za obrębem koła cisnącego się ku nowemu proboszczowi, mówiono i komentowano nieobecność księdza Fenil. Wielki jego przyjaciel pan de Bourdeu objawił głośno, że ksiądz Fenil jest cierpiący. Lecz właśnie ta wiadomość podnieciła jeszcze złośliwość i dwuznaczność obecnych gości, którzy stanowczo, hurmem przeszli do obozu dzisiejszego tryumfatora. Zaszła rewolucya w biskupim pałacu ogólnie już była znaną, ksiądz Surin z miną tajemniczą opowiadał o gwałtownej scenie, jaka zaszła pomiędzy biskupem a księdzem Fenil. Ten został pobity, nominacya nowego proboszcza utrzymała się, więc ze zgryzoty zamknął się u sie-