glądając do kuchni, do ogrodu, z przystankami w stołowym pokoju przed wazą z dymiącą się zupą.
Mouret coraz widoczniej się niecierpliwił, widząc, że ani matka, ani syn nie śpieszą się z wyjściem na miasto dla znalezienia sobie tymczasowej kwatery. Po dłuższej chwili ogólnego milczenia — rzekł:
— Bardzo żałuję, że nie mamy łóżek zapasowych... Jest tam, gdzieś na strychu połamana sofa, i od biedy pani by mogła noc na niej przepędzić lecz dla pana dalibóg nie widzę innego sposobu, jak nocleg w hotelu...
Wreszcie stara pani Faujas raczyła przemówić głosem szorstkim, zdaniami urywanemi:
— Mój syn prześpi noc na sofie... Ja zaś jestem niewymagająca... Materac położony w kącie wystarczy mi jaknajzupełniej.
Ksiądz skinął głową na znak, iż przyłącza się do zdania matki. Mouret, zaskoczony tą jednomyślną zgodą, chciał protestować, pragnąc się ich pozbyć, lecz nowi lokatorzy tak byli swobodni i zadowoleni, iż zamilkł, wymieniając tylko spojrzenia z żoną, która również jak on zadziwioną była tem dwojgiem ludzi.
— Jutro, przy świetle dziennem, państwo będą mogli wybrać i kupić sobie meble stosowne do gustu, powiedział Mouret z odcieniem złośliwości. Teraz może państwo poczekają chwilę na tarasie, Róża tymczasem wyprzątnie owoce i przygotuje
Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/29
Ta strona została skorygowana.