Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/350

Ta strona została skorygowana.

który z niesłychaną zręcznością umiał kierować rakietą. Uniósłszy sutanę, biegał żwawo i z wdziękiem; podskakiwał i przysiadał w bok, w tył, naprzód, unosząc wolant na swej rakiecie, wpierw nim musnął ziemię piórami, to znów chwytał go wysoko i podrzucał następnie jak piłkę, by go wreszcie rzucić ku swej partnerce. Wolant, puszczony w bieg jego ręką, zakreślał łuki w powietrzu lub też wzbijał się wysoko, opadając wszakże na punkt właściwy, to jest na rakietę panny Aurelii, która też grała wprawnie i z niemałą umiejętnością. Ksiądz Surin utrzymywał, że lubi mieć gorszego od niej partnera, albowiem zbyt rytmiczne rzuty nie dozwalały mu nabywać wprawy w pokonywaniu trudności, rzeczywiście zaś nie dostarczały mu pola do popisania się z własną zręcznością. Panna Aurelia śmiała się głośno po każdem złapaniu lub rzuceniu wolanta, bawiąc się z młodzieńczą pustotą celowaniem w nos swego przeciwnika a gdy ten przez zemstę machnął wolantem nieco silniej, biegła w podrygach i skokach na jego spotkanie, chichocząc i szeleszcząc spódnicami, które unosiła, chcąc mieć większą swobodę ruchów. Zdarzyło się, że puszczony w lot wolant osiadł jej na głowie i wplątał się we włosy, wtedy wesołość trójki grających nie miała już granic, zaczęli się śmiać, mówić i wydawać okrzyki wszyscy równocześnie. Miejsce siostry zajęła teraz panna Aniela.