Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/355

Ta strona została przepisana.

ne, albo czasem z powoda uroczystości oficjalnych. Przyznaję, że mnie to wielce martwi, lecz jeszcze nie zwątpiłam, że zdołam nawrócić pana. Cóż pan chce, aby myślano o rządzie, którego jesteś pan przedstawicielem w Plassans, jeżeli tak zły dajesz z siebie przykład pod względem pobożności?... Zostawcie nas panowie... muszę się rozmówić sam na sam z panem Péqueur.
Usiadła na krześle obok podprefekta i, robiąc wdzięczną minkę, patrzała na niego z uśmiechem figlarnym.
— Oktawio — szepnął do niej podprefekt, gdy pozostali sami — dla czego ty kpisz w ten sposób? Przecież nie uprawiałaś dewocyi, mieszkając w Paryżu przy ulicy du Helder. Wiesz, że robię, co mogę, by nie parsknąć śmiechem, patrząc na ciebie, modlącą się w kościele św. Saturnina.
— Mój drogi, mówmy po ważnie — odpowiedziała pani de Condamin. — Bądź przekonany, że jestem niepokojna o ciebie, znałam cię kiedyś daleko rozsądniejszym. Straciłeś już dawną bystrość, a nawet resztę może inteligencyi, jeżeli nie widzisz, że z tobą krucho. Nie straciłeś jeszcze posady, lecz czy wiesz dla czego?... Bo osoby kierujące rządem pragną uśpić czujność legitymistów a zatem po wyborach, któremi nie umiałeś pokierować, nie chcą ci dać natychmiastowej dymisyi, by nie zwracać tem uwagi przeciwnego obozu. Obecnie ów obóz tryumfuje w Plassans a widząc cię w dalszym ciągu podprefektem, cieszy się trwałością