Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/37

Ta strona została przepisana.

takie same jak i na mnie. Z dziesiątek razy tak zniosłyśmy owoce w fartuchach, mnie już i ręce ścierpły i sama ledwo tchu złapać mogłam, patrzę na nią a ona nic. Chwacka kobieta. I tylko zrzędzi, że robota powoli się wlecze. A to ją tak zaczęło korcić, że z przeproszeniem państwa, poczęła kląć.
Opowiadanie Róży bawiło pana Moureta, który po chwili zapytał, przerywając rozpoczęty wątek:
— A jakże poradziłyście sobie z przygotowaniem posłania?...
— To nie ja słałam, to ona. Tyle tylko powiem państwu, że warto widzieć jaka chwacka! Jak to ona przewraca materace! Bierze za jeden koniec, podrzuca w górę jakby piłeczkę a tu i materac sam się odwróci i jeszcze spadnie, jakby go przypasował na to właśnie miejsce, gdzie należy. A jaka staranna przytem, jaka uważna! Jeszcze nigdy nie widziałam, aby kto umiał tak słać łóżko. Obciągnęła prześcieradło na materacu, tak że sam pan Jezus mógłby się położyć i takżeby chyba nie narzekał. Przyniosłam na górę cztery kołdry, to synowi zostawiła trzy a sobie tylko jedną wzięła. To samo było z poduszkami, jemu obydwie położyła... o, dba ona o niego, dba... jakby o jaką świętość albo o małe dzieciątko...
— A na czem ona będzie spała?... Czy na gołej podłodze?...
— Przygotowała sobie jakiś barłóg w kącie, nieprzymierzając jakby dla jakiego psa. Najgor-