w sposób niekorzystny i mogący zaszkodzić zawsze wyczekiwanemu awansowi.
Po kwadransie ogólnej rozmowy, pan Rastoil wstał, mówiąc:
— Czas, bym wrócił do domu, bo żona gotowa się niepokoić o mnie. Ani przypuszcza, że oddaję ci, księże proboszczu, sąsiedzką wizytę.
Reszta osób ruszyła się też z miejsca, zaczęto się żegnać a ksiądz Faujas, ściskając ręce gości, powtarzał z najuprzejmiejszym uśmiechem:
— Furtka tego ogrodu jest zawsze otwarta, zechciejcie państwo o tem nie zapominać.
Pan Rastoil obiecał, że skorzysta w przyszłości z tych zaprosin, podprefekt oświadczył, że też nie omieszka odwiedzać tak blizkiego sąsiada. Pożegnanie nacechowane życzliwą upszejmością, trwało co najmniej dziesięć minut, podczas gdy z zaułka dolatywały znów śmiechy panien Rastoil i młodego księdza, grających nową partyę wolanta.