Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/379

Ta strona została skorygowana.

Ksiądz Faujas wyszedł pierwszy z konfesyonału, zamykając gniewnie i hałaśliwie drzwi po za sobą. Pani Mouret długo jeszcze klęczała nieruchomie pochylona, przybita a gdy wstała, opuściła na twarz gęstą zasłonę i wyszła chwiejnym krokiem, zataczając się ze zbytecznego wzruszenia. Wstrząśniętą była tak silnie, iż zapomniała się przeżeżegnać, wychodząc z kościoła.
— Musieli się z sobą pogniewać... ksiądz musiał ją czemś zgnębić — szeptała do siebie pani Paloque, podążając za Martą aż do placu arsenału.
Tu przystanęła, obejrzała się na wszystkie strony a nie widząc nikogo ze znajomych, skręciła szybko w stronę narożnego domu, w którym zamieszkiwał ksiądz Fenil.
Marta całemi dniami przesiadywała w kościele św. Saturnina, spełniając religijne obowiązki z egzaltowanem przejęciem. Ksiądz Faujas niejednokrotnie ją łajał aa zbyt gorączkową gorliwość. Nie dozwolił jej częściej przystępować do komunii jak raz na miesiąc, oznaczył jej ilość i jakość praktyk religijnych, wymagając, by ich nie przekraczała. Długo i uporczywie błagać go musiała, nim jej dozwolił na codzienne uczęszczanie na cichą mszę poranną a gdy pewnego dnia wyznała mu, że chcąc się skarcić za jakąś winę, położyła się na parę godzin na gołej, ceglanej posadzce, uniósł się gniewem, mówiąc, że tylko spowiednik ma prawo naznaczania pokuty. Przemawiał do niej ostro,