Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/384

Ta strona została przepisana.

— Nie. Ale kto to wie, może i to nastąpi. Obecnie wszystkiego mi odmawia. Od pięciu lat nie kopiłam sobie koszul i wydarłam się ze wszystkiego a wczoraj, gdy mu pokazałam moją bieliznę pocerowaną, połataną, że aż wstyd mi nosić coś podobnego na sobie, popatrzył, wziął w rękę, przejrzał pod światło i powiedział, że mogę jeszcze rok poczekać na kupienie nowych koszul, bo te wystarczą. Grosza nigdy nie mam na bieżące wydatki... Któregoś dnia musiałam pożyczyć dwa susy od Róży, bo potrzebowałam nici do zeszycia rękawiczek poprutych na wszystkich palcach.
Rozpocząwszy zwierzenia, opowiadała matce tysiączne drobne a niemniej przykre okoliczności wydarzające się na każdym kroku, jak zeszywała sobie trzewiki kawałkiem dratwy, jak prała w herbacie wstążki, chcąc odświeżyć swój kapelusz, oraz od jak oddawna smaruje atramentem szwy swojej czarnej sukni, która popękała i poprzecierała się od zużycia. Pani Rougon litowała się nad córką i zachęcała ją do otwartszego buntu, względem męża, który, jak się okazuje, jest istnym potworem. Wszak Róża ręczyła, że widziała go nieraz liczącego gruszki w ogrodzie i kawałki cukru przechowywanego w szafie.
Marta przedewszystkiem cierpiała, nie mogąc brać udziału w składkach pieniężnych, zbieranych w kościele św. Saturnina, gdy czasami zdołała wydostać od Róży srebrny pieniążek, zawijała go starannie w bibułkę i kryła go jak skarb pomię-