trującego szczęście w posiadaniu władzy i dowolnem rządzeniu. W przeciągu dwóch pierwszych lat przebytych w Plassans, żył w biedzie, częstokroć po kilka dni z rzędu jadł suchy chleb, popijając go wodą, nigdy wszakże nie pomyślał o pożyczeniu chociażby dziesięciu franków.
Marta, z chciwością skąpca schowała pozostałe sto franków i w myśli bawiła się kupowaniem za te pieniądze coraz to innych przedmiotów. Tymczasowo pozostawata w niepewności co do ostatecznego wyboru, radując się myślą posiadania stu franków do osobistego rozporządzenia. W tem Róża zawiadomiła ją, że pani Trouche pragnie z nią pomówić na osobności.
Olimpia zaprzyjaźniła się z Różą i prawie codziennie spędzała przy niej w kuchni długie godziny na poufnych pogadankach. Pożyczała często od niej pieniędzy pod pozorem, że musi iść do miasta po sprawunki a nie chce się jej wchodzić na górę po zostawioną tam portmonetkę.
Róża, zbliżywszy się do Marty, rzekła do niej półgłosem:
— Niechaj pani pójdzie do mieszkania pani Trouche, tam swobodniej można rozmawiać aniżeli tutaj. Przekonałam się, że są oni bardzo poczciwi oboje, i że niezmiernie kochają księdza proboszcza. Przebyli niemało biedy w swojem życiu, aż na płacz się zbiera, gdy pani Olimpia zacznie opowiadać o nieszczęściach, jakie ich spotkały.
Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/387
Ta strona została skorygowana.