dze bolejąc nad swą bezsilnością wobec grożącego zła. Wyrzekała na męża coraz mniej się hamując, wkrótce Olimpia nie nazywała pana Mouret inaczej jak: „starym sknerą“. Zdarzało się, że powracający z biura pan Trouche zastawał obiedwie kobiety zajęte rozmową, urywały natychmiast i zmieniały ton oraz przedmiot. Trouche zachowywał się poważnie. Panie opiekujące się ochronką pod wezwaniem Przenajświętszej Panny, były z niego bardzo zadowolone, wiedząc, że nigdy nikt go nie spotkał w żadnej kawiarni.
Marta, pragnąc dopomódz Olimpii, która zaczynała coraz częściej grozić, że wyskoczy oknem, sprzedawała za pośrednictwem Róży, wszystkie sprzęty domowe i rzeczy, które nie służyły do codziennego użytku. Korzystając z chwilowej nieobecności pana domu, wybierały meble mające iść na sprzedaż; z początku wynosiły te rzeczy z wielką ostrożnością, z każdym dniem stawały się wszakże śmielsze i nie ograniczając się na starych i połamanych stołkach leżących na strychu, uprzątały kosztowności, porcelanę i zbywały to wszystko handlarzowi mieszkającemu w pobliżu targu. Uszczęśliwione powodzeniem, byłyby zaczęły sprzedawać meble służące do użytku, pozostawiając w mieszkaniu tylko gołe mury, gdyby nie był nastąpił nagły wybuch gniewu ze strony Moureta. Nazwał on Różę złodziejką i zagroził jej skargą do komisarza policyi.
Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/392
Ta strona została skorygowana.