Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/404

Ta strona została przepisana.

— Wiesz, byłabym ciekawa wiedzieć, co oni robią, zamknąwszy się we dwoje w kaplicy?... Żeby tak było można być ukrytą w jakim kąciku, to przypuszczam, że możnaby się ubawić, patrząc na tę czułą parę... Lepiejby zrobiła, gdyby przynajmniej nie rozpowiadała, że tam chodzi, z powodu swego kaszlu... Kto temu uwierzy?... Czy to kto słyszał, aby kaszel komu przeszkadzał spowiadać się w kościele?... Ja także bywam zakatarzona i zakaszlana a pomimo to nie latam do osobnej kaplicy i nie zamykam się sam na sam z młodymi księżmi...
— Źle robisz, moja droga — odpowiedział sędzia — że tak bardzo się zajmujesz prywatnemi sprawami księdza Faujas. Ostrzegano mnie, że to rzecz niebezpieczna. Jego należy obchodzić z daleka i starać się pozyskać... Ty go nie lubisz i bawisz się szerzeniem o nim niekorzystnych wieści... otóż ta twoja zabawa może nas drogo kosztować...
— Chciałbyś, żebym puściła w niepamięć ich postępowanie, ich bezczelną względem mnie niegrzeczność?! O nie, mój kochany, tego się nie doczekas! Dopiekać im będę przy każdej sposobności... Popamiętają mnie! Twój ksiądz Faujas jest pospolitym szubrawcem! Od niego nigdy nic nie uzyskamy! A czy myślisz, że ksiądz Fenil nie okazałby nam wdzięczności, gdybym tak przydybała na gorącym uczynku proboszcza z czułą jego penitentką?... Bądź przekonany, że warto się po-