Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/424

Ta strona została skorygowana.

właściwie panią domu, uważając Martę za podległą jej synowi korną służebnicę, szczęśliwą z przypadłej jej roli. Pani Faujas spoglądała z dumą i z prawdziwą uciechą na nowo wytworzony porządek rzeczy. Mówiła mało, zaledwie słów kilka, by zawiadomić o takiej lub też innej potrawie, którą lubił jej syn, albo też dla powstrzymania jego podziękowań. Znajdowała tę jego grzeczność nietylko zbyt wygórowaną, lecz najzupełniej zbyteczną. Wyrażała to dobitnie, ruszając ramionami, lub też trącając go nogą pod stołem. Dla czegóż on dziękuje za jakąś uprzejmość? Czyż tu wszystko nie należało do niego? Mógł jeść i pić, co chciał i ile chciał a jeżeli skutkiem tego nie wystarczy dla innych... tem gorzej dla nich... nasycić się powinni, patrząc na niego...
Ksiądz Faujas pozostawał też prawie obojętnym na pieszczotliwe zabiegi, jakich był celem. Z natury nie był łakomy, jadł zwykle prędko i z myślą zajętą czem innem, nie mógł więc ocenić przysmaków, przygotowywanych wyłącznie dla niego. Ulegając naleganiom matki, zgodził się stołować u państwa Mouret, lecz oceniał to jedynie ze względu na dogodność i pozbycie się gospodarskich kłopotów, przybywał tu do gotowego, nie potrzebując myśleć o tej nieprzyjemnej, materyalnej stronie życia. Nie rozpatrując a przez to i nie oceniając drobiazgowych korzyści nowo ustanowionego stanu rzeczy, zachowywał się obojętnie,