Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/433

Ta strona została skorygowana.

pchnęła go w stronę kanapy; padł, nie mając siły powstać.
— Siedź cicho, durniu, i śpij, bo ci tego potrzeba pijaku!
To rzekłszy, pani Olimpia zwróciła się w stronę brata już zupełnie uspokojona:
— Mój drogi, jest już bardzo późno i mógłbyś nam pozwolić spać... bo nie znajduję przyjemności w twojem towarzystwie. Prawda, że mój mąż niepotrzebnie się upił, lecz ztąd nie wynika, abyś miał prawo wymyślania mu i znęcenia się nad nami. Już kilkakrotnie mieliśmy z tobą rozmowy bardzo niemiłe, chciałabym, aby dzisiejsza była ostatnią. Jestem twoją siostrą, ty, Owidzie, jesteś moim bratem a więc cóż słuszniejszego jak podział rzeczy zdobytych?.. Opływasz jak pączek w maśle, jesteś w dobrobycie, zajadasz smaczne kąski podawane ci na klęczkach przez, gospodynię domu i jej kucharkę. Dla czego one ci tak służą?... Nam nic do tego! My nie tacy jak ty! Lubimy wolność nietylko dla siebie, lecz i dla drugich. Możesz robić, co ci się podoba, nigdy się tem gorszyć nie będziemy, ale pod warunkiem, że i nam pozwolisz żyć i urządzać się podług naszego widzi mi się... Wszak nie jestem wymagająca... i łatwo ze mną trafić do ładu?...
Ksiądz pogardliwie wzruszył ramionami, a ona, spostrzegłszy to, mówiła:
— Ty nam nie dowierzasz... zawsze się lękasz, że ci szkodzić zamyślamy?... Otóż, mój kochany,