Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/459

Ta strona została skorygowana.

stosować się pod tym względem do porady doktorskiej.
Zewnętrzny wygląd Marty zmienił się teraz bardzo na jej korzyść. Żyjąc przeważnie nerwami, stała się wytworniejszą. Straciła ociężałość mieszczki, która przez lat piętnaście drzemała pochylona nad księgą handlową, siedząc przykuta do sklepu i zajęta wyłącznie myślą materyalnych spraw codziennego życia. Gorejący w niej płomień dewocyi przetopił ją na inną, zda się, kobietę. Ubierała się staranniej, była ożywioną na czwartkowych zebraniach w zielonym salonie pani Felicyi.
— Pani Mouret młodnieje i ładnieje! — powtarzała ze szczerym zachwytem pani de Condamin.
— Tak — potwierdzał doktór Porquier. — Zamiast iść naprzód do swojego kresu, idzie do niego tyłem i dobiega już lat młodocianych.
Marta była teraz szczupłą i rumianą, oczy miała błyszczące i bardziej czarne, zrobiła się piękną, szczególniejszą, przejściową pięknością. Twarz miała promienną wewnętrznem szczęściem a z całej jej istoty tryskać się zdawało potężne źródło życia, czyniąc ją ponętną i niezwykle uroczą. Zdawało się, że w tej czterdziestoletniej kobiecie gore naraz cała jej młodość, niemająca dotychczas żadnego ujścia. Żarem modlitwy powodowana, stała się nieposłuszną penitentką. Ksiądz Faujas gromił ją, lecz napróżno. Ścierała sobie do krwi kolana, czołgając się na klęczkach po kamiennej posadzce kościoła św. Saturnina. Żyła w bezustan-