Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/462

Ta strona została przepisana.

Ksiądz Faujas sam doszedł do przekonania, że powinien być mniej surowym względem Marty. Bał się otwartego buntu z jej strony, chciał uniknąć skandalu. Więc stopniowo dawał jej coraz większą swobodę, pozwalał jej na odmawianie różańca i modły przed każdą stacyą drogi krzyżowej. Pozwolił jej wreszcie, by dwa razy tygodniowo spowiadała się w kościele św. Saturnina. Marta, nie słysząc już gromów jego głosu, karcącego ją za zbyteczną żarliwość modłów, czuła się szczęśliwą. Więc przestał jej czynić zarzut z gorączkowej jej żądzy, przestał jej grozić karą za namiętną pożądliwość łaski, zatem przejednała go ogromem palącej ją miłości i oddać się jej może, nie ściągając jego gniewu. Marta doznała wrażenia, ii dotarła do wrót niebieskich rozkoszy. Ulegała teraz gwałtownym rozczuleniom. Płakała, nie wiedząc, że płacze, nie czując łez płynących strumieniami z rozpalonych oczu. Tego rodzaju nerwowe przypadłości chwytały ją coraz częściej. Gdy minęły, bywała niezmiernie osłabiona, omdlała, jakby życie sączyło się z niej wraz ze łzami. Róża niosła ją wtedy na łóżko i godzinami leżała tak bezwładna, z blademi, zaciśniętemi usty i z nieruchomo zapatrzonym wzrokiem. Wyglądała wtedy raczej na zmarłą, aniżeli na żyjącą.
W czasie jednego z silniejszych ataków, Róża się wylękła, przypuszczając, że Marta naprawdę skonała. Nie pomyślawszy nawet o wezwaniu pana, który był zamknięty tuż obok w swo-