Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/463

Ta strona została przepisana.

jem biurze, pobiegła cwałem na drugie piętro, błagając księdza Faujas, by zechciał zobaczyć, co się dzieje z panią Mouret. Gdy wszedł do sypialni, Róża pobiegła na dół po eter, zostawiając go sam na sam z chorą, leżącą na łóżku bez czucia, prawie bez ubrania. Nie zważając na tę okoliczność wziął jej ręce w swoje dłonie. Poruszyła się i zaczęła coś mówić niewyraźnie. Wreszcie otworzyła oczy i, poznawszy go, zarumieniła się, odwróciła nieco głowę i zaczęła szukać kołdry, by nią zakryć obnażone swoje ciało.
— Czy się czujesz lepiej, moje dziecko? — zapytał ją łagodnie. — Byłem bardzo zaniepokojony.
Chciała coś powiedzieć, lecz z nadmiaru wzruszenia głosu jej brakowało, więc ukryła twarz w dłoniach księdza i wybuchnęła gwałtownym płaczem.
— Ach — jakże jestem szczęśliwa! — szepnęła, Ojcze pozwól, niech zapłaczę ze zbytku szczęścia mojego! Ojcze, jakże jesteś dobry dla mnie. Dziękuję ci za niezrównaną dobroć twoją! Tak dawno ciebie wyczekuję! Tak dawno ciebie przyzywam!
Głos jej drżał i mówiła jakby rodzajem modlitwy:
— Któż użyczy mi skrzydeł, bym wznieść się mogła na wysokości, wśród których jest panowanie twoje? Dusza moja w oddaleniu od twojej, schnie z niecierpliwości w wyczekiwaniu obcowania z tobą! Dusza moja przepełniona jest tobą, obumiera w sieroctwie opuszczenia, w jakiem ją,