Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/468

Ta strona została skorygowana.

Ale Mouret, systematycznie złożywszy serwetę, kładł ją spokojnie na stole i drobnemi krokami kierował się ku drzwiom, zupełnie jakby nie słyszał, że do niego mówiono. Poszedł na górę i zamknął się na klucz w swojej kancelaryi. Marta dusiła się wtedy ze złości, wołając głosem urywanym:
— Potwór, potwór! On mnie zamęczy, on mnie codziennie zabija!
Pani Faujas uspakajała ją, jak mogła, a Róża wpadała na schody i wrzeszczała na całe gardło pod drzwiami biura:
— Pan jest prawdziwym potworem! Pani słusznie mówi, że pan jest potwór, tak, potwór!
Czasami sprzeczki przybierały jeszcze drażliwszy charakter. Marta, ulegając osłabieniu władz umysłowych, wyobraziła sobie, że mąż zamyśla ją obić. Myśl ta prześladowała ją bezustannie. Utrzymywała, że czyha na nią i szuka okazyi. Dotychczas nie odważył się tego uczynić, bo nigdy nie zastawał jej samej w pokoju a nocą bał się, że będzie krzyczała, co mogło wywołać skandal na mieście. Róża przysięgała, że pan zaniósł gruby kij do siebie na górę a pani Faujas, oraz Olimpia, uwierzyły temu bez żadnego wahania. Ubolewały nad losem Marty i postanowiły być kolejno jej strażą bezpieczeństwa. „Ten dziki człowiek“, jak nazywały obecnie jej męża, nie będzie się śmiał rzucić na swoją ofiarę w ich obecności. Mówiąc Jej dobranoc wieczorem, zalecały jej, by