Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/477

Ta strona została przepisana.

przerażoną i jaką przytem chytrą, fałszywą! Zwyczajnie jak zbrodniarz.
Jeszcze chwilę porozmawiały z sobą, przystanąwszy na zakręcie schodów a trzymane przez nie świece uwydatniały chudość ich ramion wysuwających się z pod wyciętych koszul i źle narzuconych chustek. Osądziły, iż Mouret jest zbrodniarzem najgorszego gatunku i że nie ma dość srogiej kary na takiego jak on człowieka.
Trouche, będący jeszcze w wybornym humorze pod działaniem trunków wypitych w kawiarni, zbliżył się do księdza Faujas i szepnął mu na ucho tonem rubasznego żartu:
— Ale Mouretowa wcale niczego... nawet nie myślałem, aby była taka pulchna... tylko przyznam się, że nie chciałbym mieć do czynienia z kobietą, która wije się jak wąż po gołej podłodze...
Rozeszli się każdy do siebie i znów zaległa nocna cisza w całym domu, niezem już nie przerwana dzisiejszej nocy.
Gdy nazajutrz kobiety wspomniały Marcie o wypadkach zaszłych tej nocy, zarumieniła się, zadziwiła i, ale odpowiadając im wprost zaczęła, mówić o czem innem, jakby wstydząc się poruszać kwestyj przykrych i bardzo dla niej drażliwych. Upatrzyła chwilę, gdy nikogo nie było w domu, by przywołać robotnika, w celu wprawienia drzwi od pokoju sypialnego. Wobec zachowania się pani Mouret, wszystkie trzy kobiety zawyrokowały, że nie