nic nie odpowiedział. Zaś pani de Condamin, już nieco weselsza, otarła usta dotknięciem serwetki i rzekła szczebiocząc:
— Pan Mouret nie przestał się zajmować polityką nawet obecnie. A może z tego powodu zwaryował?... Podobno z namiętnością zajmuje się przyszłemi wyborami... Wszak ty mi o tem mówiłeś, mój drogi?...
Tu zwróciła głowę w stronę męża, rzucając nań wymowne spojrzenie. Pan de Condamin zrozumiał i zawołał z wielką energią:
— Tak, napewno zajmuje się przyszłemi wyborami! I licho go porwie do reszty przy tej robocie. W każdym razie nie przestaje głosić, że jest panem wyborów i że dla odmiany chce, aby po margrabim, szewc był deputowanym! Utrzymuje, iż to najzupełniej od niego zależy.
— Jest w tem wiele przesady — rzekł doktór Porquier. — Mouret już nie jest tem, czem był... stracił znaczną część swoich wpływów... obecnie całe miasto wyśmiewa się z niego.
— Mylisz się, kochany doktorze! Całe stare miasto jest w jego rękach, przytem posiada on olbrzymie stosunki pomiędzy chłopstwem. Prawda, że jest waryatem, lecz wobec ludzi, z którymi ma do czynienia, nic to nie szkodzi... nawet przeciwnie. Jak na republikanina, znajduję, że właśnie obecnie jest w samą miarę... a może nawet jeszcze nadto przytomny...
Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/519
Ta strona została skorygowana.