mieście przerabiały je na swój sposób, zaręczając, że Mouret chodzi po mieście całemi nocami, zarzuciwszy całun na gołe ciało.
Goście, zbierający się w ogrodowej altanie u księdza Faujas, zajmowali się teraz przeważnie możliwością kandydatury szewca, popieranego wpływami pana Moureta. Śmieli się, mówiąc o tem, lecz zarazem badali się wzajemnie, nabierając pewności co do siły swych politycznych przekonań. Pan de Bourdeu zaczął przypuszczać, że mogłoby zajść porozumienie co do własnej jego kandydatury. Dla czego nie miałaby jej postawić podprefektura w cichej zmowie ze stronnictwem umiarkowanem? Wszak jedyny to był sposób zwyciężenia republikańskiego stronnictwa. Rojąc na ten temat pan de Bourdeu stał się sarkastycznym w wyrażaniu opinii o margrabim de Lagrifoul. Czytywał uważnie sprawozdania z posiedzeń Izby deputowanych i notował ze szczególniejszym upodobaniem każde niewłaściwe odezwanie się margrabiego. Pan Delangre, który rzadko ukazywał się na wtorkowych zebraniach, narzekając, iż urzędowe zajęcia pochłaniają mu czas i nie dozwalają na osobiste przyjemności, uśmiechał się znacząco, przysłuchując się drwinkom głoszonym przez byłego prefekta.
— Zdaje się, że nie pozostaje nic, jak odprawić żałobne nabożeństwo za margrabiego, jako deputowany przepadł on w opinii swych wyborców szepnął mer, pochyliwszy się do ucha księdza Faujas.
Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/521
Ta strona została skorygowana.