Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/528

Ta strona została skorygowana.

Następnej nocy Marta miała atak silniejszy od wszystkich poprzednich. Całe rano modliła się w kościele a następnie, celem towarzyszenia Olimpii, która ją o to prosiła, pozostała na długiej ceremonii religijnej. Resztę dnia czuła się niezwykle rozdrażniona i zmęczona a gdy nocą na odgłos przeraźliwych krzyków, zbiegli się lokatorzy do sypialni państwa Mouret, zastali Martę leżącą na ziemi z przeciętem czołem, podczas gdy jej mąż, wylękły i blady, siedział na łóżku owinięty w kołdrę i drżał na całem ciele.
— Tym razem zabił ją ten morderca! — krzyknęła Róża.
Chwyciła go w silne dłonie i wypchnęła z pokoju do kancelaryi położonej po drugiej stronie schodów, po chwili zaś wbiegła z powrotem, by rzucić mu tam materac i kołdrę. Trouche, nawpół rozebrany, poszedł, by sprowadzić doktora Porquier, który, opatrzywszy przecięte czoło Marty, powiedział, iż niewiele brakowało, by padła nieżywa pod tak silnem uderzeniem. Dwa milimetry niżej a byłaby już trupem. Wychodząc od chorej i widząc, że go wszyscy odprowadzają do sieni, oświadczył, że czas byłoby postanowić coś zapobiegającego, albowiem nie należy narażać pani Mouret na niebezpieczne obcowanie z furyatem.
Nazajutrz Marta była jeszcze chora i pozostała w łóżku. Podczas gorączki mówiła o żelaznej dłoni, zbrojnej w ognisty miecz przecinający jej czaszkę. Róża nie wpuszczała do sypialni pana