— On jest w Tulettes, w Tulettes, w domu obłąkanych!
Przechyliła się w tył i drgając na poręczy krzesła, sztywniała już w ataku nerwowym, gdy ksiądz Faujas, który właśnie dokończył jeść zupę i złożył łyżkę na talerzu, pochylił się nad nią, ścisnął ją mocno za ręce i szepnął najłagodniejszym swoim głosem:
— Bądź pani mężną wobec doświadczeń, jakie Bóg na ciebie zsyła. Ześle ci on i pocieszenie, jeżeli nie będziesz się buntować przeciwko jego woli.
Posiądziesz z jego łaski szczęście, na jakie sobie zasłużysz.
Silny uścisk dłoni księdza uspokoił Martę a słowa te wyrzeczone z tkliwością uzdrowiły ją natychmiast. Wyprostowała się i, jakby naraz wskrzeszona, spojrzała na księdza pałającemi oczami. Blada jej twarz pokryła się gorejącym rumieńcem. Po chwili rozpłakała się, mówiąc do niego:
— Ach, ja tak bardzo spragniona jestem szczęscia! Ojcze, przyrzeknij mi, że będę szczęśliwą!...