Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/554

Ta strona została skorygowana.

wych zebrań w altanie ogrodowej państwa Mouret. Jakkolwiek: lato już się kończyło, ubierała się w lekkie, jasne suknie i narażając się na przeziębienie, ukazywała toczone, kształtne ramiona, wiedząc, że się często wiele zawdzięcza podobnym drobnostkom. Chodziło jej teraz o zwalczenie ostatnich skrupułów państwa Rastoil, oraz ich przyjaciół. Dzięki jej zabiegom, cała przedwyborcza kampania zdecydowaną została w altanie, pod okiem proboszcza.
Któregoś wtorku, gdy obadwa towarzystwa zasiadły w altanie, rzekł ksiądz Faujas, zwracając się do podprefekta:
— Dzień walnej bitwy już jest blizki... musisz pan mieć sporo zajęcia?...
Pani de Condamin rzuciła bystre spojrzenie na podprefekta, który, skłoniwszy się ze swobodą światowca, zaczął mówić jednym tchem, jakby wydawał nauczoną lekcyę:
— Postanowiłem nie wtrącać się do tegorocznych wyborów. Na szczęście bowiem udało mi się przekonać ministra, że rząd powinien pozostawić miastu wybór deputowanego. Otóż Plassans wybierze kogo zechce... bo nie będzie kandydata oficyalnego...
Pan de Bourdeu pobladł z radości. Powieki nieco przymknął a ręce drżały mu ze wzruszenia.
— Nie będzie oficyalnego kandydata! — powtórzył pan Rastoil, silnie wzburzony tą nowiną.