Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/567

Ta strona została skorygowana.

został deputowanym z woli trzydziestu trzech tysięcy wyborców.
Był to rezultat nadspodziewany. Gdy się ta wieść rozniosła wieczorem po mieście, zapanowało ogólne zdumienie. Mieszkańcy Plassans nie domyślali się, że ich łączy taka jedność przekonań. Duma napełniła im serca, zdawało się im, że wkroczyli w bohaterski peryod historyi swego miasta.
Kampania przedwyborcza poprowadzoną została z mistrzowską zręcznością. Nikt nie poczuł potężnej prawicy, która, objąwszy miasto w skryte władanie, uzyskała bez nacisku to, czego zapragnęła. Nie przypuszczano, by Plassans mogło wystawić tak liczną armię wyborców, jednozgodnie myślących, było w tem coś przerażającego, nigdy niebywałą nadzwyczajnością. Wielcy politycy miasta spoglądali na siebie z wzajemnym podziwem, jak ludzie zaskoczeni niespodziewanem zwycięztwem.
Późnym wieczorem tego pamiętnego dnia, towarzystwo, bywające u państwa Rastoil, zebrało się w jednym z małych salonów w podprefekturze, po zapewnieniu pana Péqueur des Saulaies, iż okna wychodzą nie na ulicę lecz na ogrody. Przybyli wszyscy i, pijąc herbatę, bawiąc się ożywioną rozmową, stwierdzali ostateczną łączność i jedność szczęśliwego miasta. Owe dwa towarzyskie kółka, tak wrogo niegdyś usposobione względem siebie,