Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/575

Ta strona została przepisana.

dejścia. Słysząc hałas odsuwanych krzesełek i pożegnalne życzenia, spiesznie wszedł do swego pokoju, chcąc uniknąć spotkania. Ledwie zdążył zamknąć drzwi za sobą, gdy pan Trouche wyprowadził na schody dwóch kawiarnianych swych przyjaciół i głośno dowodził, że ich odprowadzi do sieni, bo jest człowiekiem znającym się na towarzyskich formach. Zeszedł wraz z nimi. na dół a Olimpia, przechyliwszy się przez poręcz, wołała do Róży.
— Można zaryglować drzwi od ulicy... On na pewno dziś nie wróci.
Róża, której często opowiadała o szpetocie obyczajów swego męża, potrząsnęła pięścią za odchodzącymi i, ryglując drzwi, mruczała do siebie:
— Doprawdy, że niewarto być mężatką... Mężczyzni są wprost wstrętni... albo biją żony, albo się łajdaczą na wszystkie sposoby!.. Milsze mi moje panieństwo..
Gdy wróciła do pokoju stołowego, znalazła Martę siedzącą na tem samem krzesełku, w tejże samej pozie i zapatrzoną w płomień dymiącej się lampy. Chwyciła ją w pół i zmusiła do pójścia na górę. Marta stała się lękliwą. Z przerażeniem opowiadała, że widzi każdej nocy wielką jasność na ścianach swego pokoju i równocześnie słyszy gwałtowne stukanie w wezgłowie swego łóżka. Róża sypiała teraz w małym pokoiku w sąsiedztwie sypialni i przybiegała uspakajać swoją panią po kilka razy podczas każdej nocy. Dziś Marta zaczęła jęczyć pierw, nim Róża zasnęła. Zastała ją