Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/588

Ta strona została przepisana.

zapominaj, matko, że Trouche był mi pomocny, więc nie patrzmy na to, co czyni.
Pani Faujas musiała się zastosować do woli syna, lecz uczyniła to niechętnie, mrucząc z oburzenia, gdy Olimpia patrzała na nią z miną zadowolnioną i szyderczą. Będąc drobiazgowo chciwą i zapobiegliwą na sposób chłopski, srodze bolała nad brakiem gospodarczego zmysłu syna. Pragnęła ona dom cały oczyścić i sama z Owidem zamieszkać, czuła zaś że niełatwo pozbędzie się Olimpii która też same względem niej snuła zamiary. Zdawało się jej, że obcy jacyś ludzie marnują jej dobro, pożerają jej ciało i piją krew, by posiąść po niej wszystko z krzywdą ukochanego jej dziecka. Postanowiła bronić co można przed wilczemi zębami swej córki i zięcia. Zaczęła więc kraść jak Olimpia. Uszyła sobie jeszcze większe kieszenie, przygotowała jeszcze większy kufer i zaczęła go napełniać różnorodnym łupem, zapasami żywności, bielizną, drobiazgami.
Pewnego wieczoru, ksiądz Faujas, zaniepokojony hałaśliwem posunięciem kufra, wszedł do pokoju matki, pytając:
— Cóż to takiego?...
A ujrzawszy zmięszanie na jej twarzy, powtórzył:
— Matko, co ty ukrywasz przedemną?
Zaczęła coś mówić, plącząc się w odpowiedziach. Domyślił się i uniósł straszliwie.