Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/596

Ta strona została skorygowana.

Nawet pani de Condamin wyznała przed jedną ze swych blizkich znajomych:
— Jak ja mogłam od niego żądać, by się mył i skrapiał perfumami! Przywykłam już do teraźniejszej jego postaci i znajduję, że jest potężniej oddziaływającym. To mężczyzna!...
Samowładnie panował ksiądz Faujas zwłaszcza w pałacu biskupim. Zaraz po odbytych wyborach zajął się usunięciem biskupa od władzy i czynności, skazując go na rolę figuranta. Biskup żył w ciszy swego gabinetu, otoczony ulubionemi swemi książkami a ksiądz Faujas rządził za niego sprawami dyecezyi, pokazując prałata rzadko i tylko osobom, które uznał za stosowne dostąpienia podobnego zaszczytu. Duchowieństwo drżało przed swym nowym a tak niepospolitym władcą. Srebrnowłosi, zgrzybiali od starości księża chylili czoła z chrześciańską pokorą i uznaniem dla absolutnego jego panowania. Biskup widział rzeczy jasno, lecz milczał. Zdarzało się, że zamknąwszy się na klucz w swoim gabinecie, płakał, narzekając przed młodym swym sekretarzem. Jakże żałował rządów księdza Fenil! Bywał on chwilami przykry, lecz umiał to nagradzać zdwojoną uprzejmością, podczas gdy obecnie biskup czuł nieustający twardy ucisk, który bezlitośnie gniótł go i szarpał. Wypowiedziawszy swoje żale, biskup uśmiechał się, poddawał losowi i, w egoizmie szukając pocieszenia, mawiał: