— Zabierzmy się do roboty, moje kochane dziecko... Nie powinienem narzekać, bo widzę obecnie życie, o jakiem zawsze marzyłem... mam książki i zupełną, niczem nieprzerwaną spokojność i ciszę.
Czasami wzdychał, mówiąc do księdza Sarin:
— Może czułbym się szczęśliwy, gdyby nie obawa, że on nas z sobą rozłączy... Lękam się, że mi ciebie zabierze... Zauważyłem, że wczoraj źle na ciebie patrzał... jakoś podejrzliwie. Moje dziecko, proszę cię, nie sprzeciwiaj mu się nigdy w niczem. Bądź zawsze jego zdania, bądź po jego stronie, gdy mnie co zarzuca. Pamiętaj, że ja mam tylko ciebie!
W dwa miesiące po wyborach, jeden z wielkich wikaryuszów opuścił urząd i osiedlił się w Rzymie. Ksiądz Faujas sobie ofiarował tę posadę, chociaż ksiądz Bourrette oddawna miał przyobiecaną nominacyę na wielkiego wikaryusza. Nawet nie dał mu probostwa, które opuszczał. Na swoje miejsce przy kościele św. Saturnina powołał młodego księdza, którym dowolnie kierował.
Spotkawszy księdza Bourrette, rzekł do niego chłodno:
— Biskup nie chciał słyszeć o twojej nominacyi. Jesteś w niełasce.
Ksiądz Bourrette strwożył się i coś jąkając zaczął zapewniać, iż pójdzie przeprosić biskupa, a przynajmniej dowiedzieć się o przyczynie niełaski.
Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/597
Ta strona została skorygowana.