Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/600

Ta strona została przepisana.

— Każdyby na tem zyskał. Teraźniejszy nasz biskup stał się bardzo drażliwy skutkiem ciągłego niedomagania. Wiem naprzykład, że nasz dobry, nieoceniony ksiądz Faujas zadaje sobie bardzo wiele trudu, by zwalczyć uprzedzenia naszego biskupa, jakie powziął do różnych osób...
— Wiem, o czem mówisz, kochany księże — zawołał pan Paloque, zerkając na czerwoną wstążeczkę legii honorowej, już od kilku dni zdobiącą mu tużurek. — Ksiądz Faujas jest najszczerszym twoim przyjacielem. Moja żona słyszała, jak utyskiwał, że dotychczas nie przemógł oporu biskupa, by ci dać urząd odpowiedni twoim wysokim zdolnościom.
Ksiądz Surin brał udział w chórze opiewającym pochwały księdzu Faujas. Spokojny, że zczasem mitra go nie minie, bawił się tryumfem wielkiego wikaryusza, a pamiętając na przepowiednię biskupa, „że on źle skończy“, przypatrywał się kolosowi, chcąc dopatrzeć się skazy, mającej być przyczyną jego upadku.
Wszyscy ci panowie byli zadowolnieni, syci, prócz pana de Bourdeu i pana Péqueur des Saulaies, którzy oczekiwali dopiero zapowiedzianych łask rządu. Skutkiem tego, ci dwaj byli najżarliwszymi wielbicielami księdza Faujas. Tamci, już niczego spodziewać się niemogący, byliby się chętnie zbuntowali, lecz brakowało im odwagi. Zaczęła ich nużyć rola obdarzonych i wciąż za dary dziękować zmuszonych, żelazna wola tego