ofierze. A gdy stanęła przed progiem swego domu, ogarniała ją nadzieja. Wszak ksiądz Faujas może jej dopomódz, może ją nauczyć potrzebnej modlitwy, ofiarować ją Bogu i otworzyć przed nią wrota, dzielące jej płomienne żądze od błogosławionego źródła, w którem skąpać się pragnęła. On ją nauczył pierwszych słów modlitwy, on ją nauczył radować się szczęściem, jakiego przedtem nie znała, niechajże dokona rozpoczętego dzieła i dopowie jej, by rozradować mogła stęsknione jestestwo swoje. Stawała wtedy przed nim i mówiła mu, czego śmie żądać od niego. Lecz ksiądz wpadał w srogie gniewy, unosił się i karał ją surowemi słowy, lżył ją i odmawiał posłuchania, nakazując jej pokorę, pokutę, skruchę i spokój, znieczulenie i trupią martwotę. Słuchała słów, które wypowiadał, lecz wrzał w niej bunt ciała, na którego życie tak srogo nastawano. Milczała jeszcze, lecz dusza jej pełną była goryczy i bluźnierstw przeciwko mówiącemu. Jego oskarżała o podstępną zdradę, o podsycanie płomienia, którym gorzała, konając z męczarni.
Marta zwierzyła się matce, opowiadając jej znaczną część swych zmartwień. Pani Rougon postanowiła rozmówić się z księdzem tak jak niegdyś czynić to była zwykła ze swoim zięciem. Z troskliwością matki dbałej o szczęśliwe małżeńskie pożycie swoich dzieci, rzekła do księdza Faujas:
— Dla czego wy nie żyjecie z sobą w zgodzie? Marta bezustannie się skarży, a pan również nie
Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/603
Ta strona została skorygowana.