masz miny człowieka szczęśliwego... Przestańcie się dąsać na siebie... Wiem, że kobiety są wymagające, lecz przyznaj, mój drogi wikaryuszu, że mógłbyś jej dać więcej, niż dajesz... Zmartwiona jestem z waszego powodu... moglibyście z sobą żyć w jaknajlepszej zgodzie... Proszę, bądź dla niej względniejszy...
Pani Rougon łajała go także za coraz większe zaniedbywanie się w stroju, za opuszczenie się w podtrzymywaniu stosunków towarzyskich. Czuła dobrze, iż przedwcześnie korzysta on z odniesionego zwycięztwa. Mówiła mu to wyraźnie. Znów następnie powracała do bronienia praw swojej córki, tej biedaczki tak zmęczonej nieszczęściami, które przebyła. Jest ona rozdrażniona i zdenerwowana, więc należałoby nie sprzeciwiać się jej w niczem, a ponieważ posiada charakter łatwy w pożyciu, miły i serdeczny, więc łagodnością opanuje ją i pokieruje jak zechce. Któregoś dnia, znudzony wiecznie powtarzającem się poleceniem, by łagodnym był dla Marty, przerwał jej, wybuchając brutalnie:
— Nie, rad tych nie usłucham. Córka pani jest waryatką, mam jej dosyć, wyżej głowy i nie chcę się nią zajmować... Doprawdy, że chętnie zapłaciłbym komu, ktoby się podjął uwolnić mnie od jej prześladowań!...
Pani Rougon popatrzała na niego spokojnie i po chwili milczenia rzekła z wyniosłością:
Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/604
Ta strona została skorygowana.