A zwróciwszy się w stronę Marty, krzyknęła, piorunując ją wzrokiem:
— Proszę go zostawić w spokoju! Dla czego nas nachodzisz w naszem mieszkaniu?... Idź precz! Widzisz, że on ciebie nie chce... odejdź co prędzej... czy słyszysz?... Jeszcze gotów się rozchorować z twojego powodu! Precz ztąd! Wynoś się na dół!
Lecz pomimo nalegań powtarzanych przez rozgniewaną panią Faujas, Marta nie poruszała się z miejsca. Podeszła więc ku niej, uniosła ją, postawiła na nogi i zaczęła pchać ku drzwiom, mrucząc, że Marta skorzystała z jej nieobecności, by dokuczać Owidowi, nakazywała jej strzedz się czegoś podobnego na przyszłość, jeżeli nie chce zapoznać się z jej pięścią. Dość i tak wyprawiała skandali, rozchodzących się po mieście. Wypchnęła ją na schody i drzwi zatrzasnęła z hałasem.
Marta zeszła zwolna, trzymając się poręczy i słaniając się na nogach. Przestała płakać. Twarz jej nabrała wyrazu dzikiej energii a usta powtarzały słowa:
— Franciszek tu powróci! Musi powrócić i wypędzić ich z domu!...