Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/669

Ta strona została skorygowana.

Pani Rougon nie przestawała zalewać się łzami, doktór pocieszał ją jak mógł najwymowniej, wreszcie zaproponował, by napiła się lipowych ziółek, chciał sam je przyrządzić i nalegał coraz stanowczej.
— Błagam, niech się pani uspokoi — mówił. — Biedna, kochana córka pani nie zdaje sobie sprawy ze swego stanu, nie czuje żadnego bólu... śpi spokojnie, i zbudzi się dopiero na chwilę przed skonaniem... Ja z panią pozostanę do końca, nie ruszę się ztąd, jakkolwiek moja wiedza medyczna nic tu poradzić ni zaradzić nie może... Lecz pozostanę z panią jako wierny i życzliwy przyjaciel.
Obrał sobie fotel i zasiadł w nim wygodnie z postanowieniem spędzenia nocy przy łóżku chorej. Pani Felicya zaczynała się uspokajać. Zawiadomiona przez doktora, że Marta za parę godzin skona, postanowiła sprowadzić Sergiusza, seminaryum bowiem nie było zbyt oddalone od jej domu. Chciała posłać po niego Różę, lecz ta oparła się, mówiąc:
— Poco tu sprowadzać tego anioła... czyż państwo chcecie go tem zabić?... On taki delikatny, na pewno przypłaciłby zdrowiem a może życiem, gdyby go zbudzono wśród nocy, by szedł patrzeć na matkę konającą, albo już nieboszczkę... Nie pójdę po niego, nie chcę być jego katem.
Róża była do najwyższego stopnia rozjątrzona na swoją panią. Mruczała, kręcąc się koło łóżka konającej Marty, potrącała sprzęty, podawała ze