się bardzo, zobaczywszy palący się stos w ogrodzie państwa Mouret, a dokoła tego ogniska biegał i pląsał jakiś cień dziwaczny z płonącą głownią w ręku. Prawie równocześnie jednak buchnęły płomienie z dolnych okien domu. Podprefekt zawołał coprędzej służącego i wysłał stróża po strażaków i władze miejskie. Wrócił następnie do swej sypialni, włożył napowrót zdjęte już ubranie i, stanąwszy przed lustrem, poprawił włosy i upewnił się o ile poprawnie nastawione miał wąsy. Dokończywszy przeglądu swej powierzchowności, wybiegł na miasto i pierwszy przybył na ulicą Balande, przed palący się dom państwa Mouret. Ulica była jeszcze zupełnie pusta, uciekały nią tylko dwa koty, spłoszone przez wytwornego pana podprefekta.
— Upieką się jak kotlety na ruszcie! — pomyślał pan Péqueur de Saulaies, patrząc na dom spokojnie drzemiący od ulicy. W oknach nie ukazywały się jeszcze żadne oznaki pożaru, z siłą wybuchającego od strony ogrodu.
Zaczął się dobijać do drzwi, ale odpowiadało mu tylko dudnienie ognia roznieconego w sieni pod klatką schodową. Poszedł kołatać we drzwi domu pana Rastoil. Tam rozlegały się piskliwe krzyki, bieganina, trzaskanie drzwiami, wołania.
— Aurelio, włóż co na siebie, zaziębisz się, wychodząc w koszuli! — wołał pan Rastoil prawie tuż pod drzwiami.
Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/675
Ta strona została skorygowana.