Niemal równocześnie wypadł z nich przerażony a razem z nim żona i młodsza córka, która jeszcze nie wyszła za mąż. W pośpiechu panna Aurelia zarzuciła na gołe ramiona paltot swego ojca; ujrzawszy pana Péqueur des Saulaies, mocno się zarumieniła.
— Cóż to za straszliwe nieszczęście! — wołał pan Rastoil, załamując dłonie. — Wszystko pójdzie z dymem! Ściana mojego pokoju już jest rozpalona! Te dwa domy prawie są z sobą złączone... Ach panie podprefekcie, ratuj, zarządzaj, by opanowano pożar!... Pomyśl tylko, kochany panie, nawet zegarów nie wyniosłem z mojego mieszkania! Trzeba temu zaradzić! Bądź energiczny, drogi panie podprefekcie!.. Wszystko od ciebie zależy! Przecież nie mogę tracić całego mego dobytku w przeciągu paru godzin.
Pani Rastoil na wpół tylko ubrana w krótki, rozpięty szlafrok, zanosiła się od płaczu nad utratą swego garnituru salonowych mebli, Które dopiero co zostały świeżo obite.
Zaczęto się schodzić z sąsiednich domów. Pan Rastoil zachęcił obecnych, by mu dopomogli wynosić sprzęty z zagrożonego domu, sam zaś ratował swoje zegary, które ustawiał wzdłuż przeciwległego chodnika. Gdy wyniesiono meble z salonu usadził na fotelach swoją żonę i córkę, przy których stał pan Péqueur des Saulaies, uspokajając strwożone panie.
Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/676
Ta strona została skorygowana.